Pada już drugi dzień, chociaż i tak pachnie wiosną. Zdążyłam się już pofarbować, przeczytać Grocholę, zabrać się za czytanie Lyndy Curryn (btw, chcę takich prezentów więcej ;>). Hm, udało mi się także prawie wyzdrowieć "Hurra! Dotrwałam do weekendu, więc trzeba to opić tym razem w Coom in'ie w najlepszym towarzystwie - best friends foeva Oś, Domiś, Xero. Baby są najlepsze. Z resztą nie upijesz się jak dzika świnia, bo każda chce mieć dość należyte trzeźwe myślenie, poza tym nasze ploty, ploty ploty... (jak w przychodni... nie, przesadzam, ale z nimi uwielbiam rozmawiać, o wszystkim jak i o niczym). Dlatego oczekuję piątku, a mianowicie jutrzejszego dnia! Poza tym mam okazję uporządkować sobie parę spraw, - a trochę ich jest. Zaczyna się dziwniejszy etap w moim życiu, z którym muszę sobie poradzić. Tak czy owak nie będę narzekać, jak to mawiają "każdy musi w życiu swoje przeczekać" of course.
No i jak zwykle nie chcę marudzić, ale ciągle oczekuję aparatu z naprawy, dżizzzz....
Miłego dnia! :)
B.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz